Dzisiaj trochę o mazidle z Bielendy
Opakowanie: Masełko zamknięte jest w okrągłym plastikowym pojemniku bez możliwości zakręcenia go tylko tak przymykamy, przez co możemy zaliczyć wpadkę w torebce najzwyczajniej się otworzy i wszystko zapaćka
Produkt wydaje się być intensywnie zabarwiony i, gdy posmarujemy wargi widać delikatny kolor.
Gdy zostawimy masełko blisko źródła ciepła może rozpuścić się i wypłynąć z opakowania.
Przyjemnie nakłada się na usta w chwilę po nałożeniu nasze usta wydają się być nawilżone i gładkie, ale przez to, że produkt szybko się zjada nawilżenie jest chwilowe i tylko w chwili, gdy mamy go na ustach, gdy przestałam smarować usta wróciły do punktu wyjścia, czyli w żaden sposób nie poprawiła się ich kondycja, nie czuć wiśni, trąci lekkim chemicznym zapachem.
Ogólnie jest takie sobie nie robi absolutnie nic poza tym, że barwi usta i, gdy zjada się z ust dziwnie się klei, z wydajnością jest dobrze będę męczyć je jeszcze długo, to na moje nieszczęście
Ja niestety nie zakochałam się w, nim od pierwszego użycia ani w jego zapachu straciłam 9zł i nie sięgnę po resztę proponowanych zapachów
A wy miałyście swoje masełko z Bielendy?
Średnio się u mnie sprawdziło ;/
OdpowiedzUsuńNie miałam, ale fajnie wygląda. :)
OdpowiedzUsuń